poniedziałek, 3 grudnia 2012

REQUIEM - kolejne małe przyjemności / REQUIEM - next little daily pleasures

Maciej Fiszer zadzwonił: "Zostawiłem Ci na ochronie kalendarz". Pobiegłem zatem do pracowni i odebrałem starannie opakowaną paczuszkę opatrzoną ręcznie wypisanym numerem 246. Maciej już któryś rok z kolei jest autorem kalendarza wydawanego przez Muzeum Rolnictwa w Szreniawie oraz - w mojej opinii - przykładem pasjonata oddanego bez reszty fotografii przyrody i krajobrazu. Ma bezkompromisową wizję swoich kadrów. Potrafi spędzić dni w namiocie czekając na odpowiednie warunki, wisieć w tym samym celu godzinami na drzewie albo stąpać po cienkim lodzie (dosłownie) świeżo zamarzniętej rzeki. Posługuje się wyłącznie techniką tradycyjną - taką lubi i czuje. Jest przy tym fanatykiem jakości - druk kalendarza nadzorował z poważnym zapaleniem płuc (czego oczywiście nie pochwalam).

Maciej wziął na warsztat temat niełatwy, mocno obfotografowany i budzący spore emocje - Dęby Rogalińskie. Kalendarz jest pierwszym, ciekawie zaprojektowanym, wydawnictwem z tego projektu i - o ile mi wiadomo - nie ostatnim. Nakład wynosi 1500 ręcznie numerowanych egzemplarzy. Co ciekawe, numery parzyste i nieparzyste różnią się jednym zdjęciem, warto więc porównać swój egzemplarz z kolegą, który (być może) miał szczęście otrzymać wersję komplementarną.

Oprócz przyniesienia drobnej codziennej przyjemności prezent przypomniał mi o tym, że od kilku już lat zabieram się za zeskanowanie swoich Velvii z Dębów Rogalińskich z pierwszej połowy lat 90. Był to pierwszy zestaw w moim życiu, po którym musiałem się zmierzyć ze zjawiskiem niemocy twórczej... :-)


Maciej Fiszer rang: "I left the calendar at the lodge." I thus ran to the studio and picked the carefully wrapped parcel bearing the hand-written number 246. Maciej is (for the dozenth time) author of the calendar published by the Museum of Agriculture in Szreniawa and - in my opinion - perfect example of a passionate, devoted completely to nature and landscape photography. He has an uncompromising vision of his frames. He can spend days in a tent waiting for proper conditions or hang down from a tree for hours or walk on thin ice (literally) of a freshly frozen river. He uses only the traditional film technology - the one he likes and feels. He happens to be also fanatic about quality - for example he oversaw the printing of the calendar with severe pneumonia (which is obviously something I don't approve of).

Maciej got on with an uneasy, much photographed and triggering a lot of emotions subject of the Rogalin Oaks (the largest occurrence of centuries-old oaks in Europe). The calendar is the first, well-designed, release from this project, and - as far as I know - not the last. Edition is limited to 1,500 hand-numbered copies. Interestingly, even and odd numbers differ by one photograph, it is therefore interesting to compare your copy with a friend who (hopefully) was lucky to obtain a complementary version.


In addition to bringing a little daily pleasure the gift reminded me that a few years now, I intend to scan my own Velvias of Rogalin Oaks, taken in the first half of the 90s. It was the first series in my life, after which I had to deal with the phenomenon of writer's (or, rather, photographer's) block... :-)

3 komentarze:

  1. Tu nr 241 ;) wszystkie zaprezentowane przez Ciebie fotografie pokrywają się z moim nieparzystym ... który to więc miesiąc jest inny. A kalendarz rzeczywiście jest najwyższej próby. pozdrawiam
    Paweł K

    OdpowiedzUsuń
  2. Zamieszczone zdjęcia są właśnie z wersji nieparzystej.

    OdpowiedzUsuń