piątek, 31 grudnia 2010

Staro- i noworocznie

W zasadzie dzień dzisiejszy nie jest sam z siebie w żaden sposób szczególny, jedynie przyjęta dość dawno temu temu konwencja liczenia czasu wyznacza mu taką rolę. Ale mniejsza o praprzyczyny, zgodnie z tradycją i utartym zwyczajem życzę dzisiaj wszystkim dobrej zabawy - o ile mają taka potrzebę i możliwości - a w całym następnym roku wielu sukcesów, zwłaszcza w dziedzinie fotografii :-)


czwartek, 30 grudnia 2010

Kodachrome R.I.P.

To już dzisiaj - ostatni dzień obróbki materiałów Kodachrome. Ostatnia rolka, jaka została przeciągnięta przez maszynę, należała do pana Dwayne Steinle'a, właściciela Dwayne's Photo - ostatniego studia wywołującego Kodachrome. Na ostatniej klatce uwiecznił on całą załogę swojego zakładu. W czasach prosperity na całym świecie działało 25 laboratoriów prowadzących obróbkę w tym bardzo wymagającym procesie. Gdy ładnych kilka lat temu oddawałem swoje naświetlone Kodachromy, na świecie istniały jeszcze 3 własne laby Kodaka - w Japonii, Szwajcarii i w USA, lecz wkrótce i one zostały zamknięte. W zeszłym roku Kodak definitywnie zaprzestał produkcji filmów oraz chemii do obróbki. Ostatni istniejący we wszechświecie kanister barwnika niebieskiego do procesu K-14 został otwarty w zeszłym tygodniu.

Miłośnikom i sympatykom tego kultowego materiału polecam artykuł w dzisiejszym New York Timesie. Pracownicy Dwayne's Photo nosili dzisiaj koszulki z napisem "The best slide and movie film in history is now officially retired. Kodachrome: 1935-2010."

Steve Hebert for The New York Times

środa, 29 grudnia 2010

Globalne ocieplenie znowu zaatakowało

W nocy temperatura spadła poniżej -20 stopni. Po wyjściu z aparatem na dwór, mimo wyczynowych rękawiczek, po kilku minutach palce nie maja czucia. Cóż, globalne ocieplenie w pełnej krasie... ;-)






poniedziałek, 27 grudnia 2010

Tomasz Mielech w Wiedniu

Foto-Galerie auf der Pawlatsche, należąca do Stowarzyszenia Wspierania Fotografii Dokumentalnej, działająca przy Instytucie Slawistyki wiedeńskiego uniwersytetu, pokazuje do 11 stycznia 2011 wystawę prac Tomasza Mielecha, zatytułowaną "Bilder aus Polen". 12 stycznia 2011 odbędzie się uroczysty finisaż, który autor zaszczyci swoją obecnością. Wystawa jest w pewnym sensie podwójną retrospektywą twórczości Tomka - zawiera zdjęcia z różnych lat oraz z różnych miejsc Polski. Taka właśnie była prośba kuratorki - pokazać możliwie różne miejsca z kraju.

Jelenia Góra, 2008

Jeśli przyjąć, że podstawowym zadaniem fotografii jest zatrzymanie w kadrze miejsca i chwili, to owo odcięcie czasu wychodzi Tomkowi wyjątkowo dobrze. Jego fotografie mają to nieczęsto spotykane coś, co przywodzi na myśl "proszek od wróżki" Piotrusia Pana.

W większości zdjęcia te przedstawiają miejsca pokryte patyną kurzu, wręcz zmęczone minionymi wydarzeniami. Nierzadko przestały już pełnić funkcje, do jakich zostały stworzone. Każdy z obrazów jest zarazem refleksją na temat teraźniejszości, przeszłości a nawet przyszłości danego miejsca. Można te fotografie długo oglądać, eksplorować poszczególne elementy, szukać znaków i przekazów oraz delektować się swoistym rodzajem ciszy roztaczającej się wokół fotografowanych motywów. Nie wiem dokładnie w jakiej, ale na pewno w pewnej części wynika to z cech charakteru autora - myślę, że potwierdzą to zwłaszcza liczni uczestnicy warsztatów prowadzonych przez Tomka - jest on po prostu oazą spokoju.

Wystawa zawiera około 70 tonowanych odbitek stykowych formatu 4x5". Pozwolę sobie wyrazić poważną nadzieję, że materiał ten doczeka się publikacji drukiem.

Jelenia Góra, 2008

Jelenia Góra, 2006

Jelenia Góra, 2008

Jelenia Góra, 2008

Kamienna Góra, 2006

Raszów, 2006

Mysłakowice, 2008

Grudza, 2008

Siedlęcin, 2008

czwartek, 23 grudnia 2010

Trochę (niechcący) wspomnieniowo

Bywają takie dni gdy niemal wszystko, co może się nie udać, faktycznie się nie udaje. Na koniec dnia można sobie wtedy na przykład puścić stary dobry Clannad. A skoro Clannad, to myśli szybują do Irlandii, do Leo's Tavern, rodzinnego miejsca klanu Brennanów. I już jest lepiej.

Jak to leciało? Szanujmy wspomnienia?



środa, 22 grudnia 2010

piątek, 17 grudnia 2010

Off season - część ostatnia

Gwoli historycznej ścisłości muszę napisać, że na ulice tudzież ścieżki kurortu wróciło jakieś niewielkie życie, głównie za sprawą przydrożnych (a raczej przychodnicznych oraz przyplażnych) handlarzy. Fascynujące jest, że pojawili się oni jednocześnie wszyscy - daleki jestem od jakichkolwiek teorii spiskowych, ale synchroniczność tego działania jest niezwykła i daje pogląd na stopień zdyscyplinowania tej społeczności. A może po prostu wreszcie przestał wiać huraganowy wiatr, który skutecznie zatrzymywał w ośrodkach potencjalnych klientów, zwłaszcza tych zza Odry i Nysy Łużyckiej, i wszyscy fakt ten dostrzegli?








czwartek, 16 grudnia 2010

Off season (4)

Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jutro ukaże się ostatnia część pozasezonowego minicyklu. "Jeśli", gdyż wiatr od morza jest tak silny i porywisty, że fale miejscami przewalają się przez nadmorską promenadę niczym na słynnym hawańskim Malecónie.

A dziś zaczynamy od problematyki związanej z nie-działalnością kibiców piłki kopanej...




środa, 15 grudnia 2010

Off season (3)

O ile trudno mi sobie wyobrazić dobrowolne przebywanie w kurortach w okresie turystycznego szczytu, o tyle wielką przyjemność sprawia mi wałęsanie się po takich  miejscach, które zamiast tętnić życiem, poza sezonem dźwięczą metafizyczną pustką. Miejsca te są nie tylko opuszczone, ale wręcz wypełnione ludzką nie-obecnością, nie-aktywnością i nie-zaangażowaniem (jeszcze pewnie sporo można wymienić tych "nie-"). Refleksja czai się na każdym kroku... ;-)








piątek, 10 grudnia 2010

[Z archiwum T] Pejzaże...

Tobisologia z 16.02.2010:
...nadmorskie. Naprawdę ;-)



Tobisologia z 17.02.2010 (fragment):
W nawiązaniu do wczorajszej Tobisologii (jako że wzbudziła duży odzew ;-) - sfotografowane górki były umiejscowione jakieś 2 metry od aktualnego brzegu morza. Wysokość - mniej więcej 2,5-3 metry (fotografowałem z "normalnie" rozciągniętego statywu, pod górę). Jedna z "gór" miała kształt niemal idealnego, stromego stożka, pozostałe uformowały "szczyty" oraz "grań". Lokalesi twierdzą, że te wypiętrzenia wzięły się z kry przywleczonej przez morze gdy mróz chwycił nagle i podczas przypływu. Może to prawda, może nie, ale i tak miejsca są zaiste fascynujące :-)

czwartek, 9 grudnia 2010

O nartach oraz spokoju wizualnym

Ponieważ pogoda była nader sprzyjająca, o co w naszych szerokościach geograficznych zdecydowanie niełatwo, wybraliśmy się z małżonką na pobliskie pola pobiegać na nartach. Czynność tę bardzo lubimy, a jeśli jeszcze nie potrzeba w jej celu udawać się na przykład do Jakuszyc, tylko wystarczy przejście dwustu metrów aby przypiąć deski, to i przyjemność jakby tym większa...


Robimy pętlę po polu. Słoneczko świeci, jest kilkustopniowy mróz, niewielki wiaterek nie pozwala się mocno spocić - idylla w pełnej krasie. Oko, zmęczone codziennym permanentnym katowaniem, odpoczywa w nieskończoności, a umysł podsuwa same przyjemne myśli...


Suniemy dalej po polu, a tu... jak nie zaatakuje tablica...


Cały wizualny spokój diabli wzięli...

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Do zobaczenia w Suwałkach, czyli Woś i spółka

Tytuł posta, w zestawieniu z poprzednimi zawierającymi to hasło, może nieco przewrotny, ale rzecz jest ewidentnie z gatunku rzadko spotykanych. Otóż w Suwałkach można obecnie obejrzeć miniwystawę dzieł stworzonych przez wszystkich bez wyjątku członków pewnej niezwykle fotograficznej rodziny. Okazją do zaprezentowania tego materiału było otwarcie nowej galerii handlowej (Suwałki Plaza), przy okazji którego w jednym z pomieszczeń zgromadzono i pokazano publicznie prace w sumie 39 twórców.

Rodzina, o której mowa, to Ewa i Stanisław oraz Adelina i Mateusz Wosiowie. Staszek zdradził mi w pewnej konfidencji, że najtrudniej było przekonać do tego przedsięwzięcia Ewę, bo z dziećmi nie było większego stresu. Co do tych ostatnich - koledzy utrzymujący bardziej ożywiony kontakt z Suwałkami (Tomek Michałowski, Grzegorz Jarmocewicz) sygnalizowali mi już kilka miesięcy temu, że ojcu rosną godni następcy. Teza ta znalazła niedawno bardzo poważne potwierdzenie w postaci III nagrody Mateusza na tegorocznym KSFA w Żarach oraz kwalifikacji na wystawę pracy Adelinki. Patrząc na poniższe zdjęcia wręcz nie mogę się oprzeć wrażeniu, że praca utytułowanego Taty jest najmniej ciekawa ;-)

Bardzo gratuluję wszystkim zaangażowanym i obiecuję na poważnie przyjrzeć się pracom młodych Wosiów gdy tylko Staszek zrealizuje daną mi kilkanaście tygodni temu (!) obietnicę nagrania wersji elektronicznych na płytkę i podesłania.

Ewa Woś
Stanisław J. Woś
Adelina Woś
Mateusz Woś