środa, 29 lutego 2012

Jan Kempenaers - Spomenik: The End of History

Belgijski fotograf Jan Kempenaers poświęcił trzy lata na przemierzenie państw byłej Jugosławii i sfotografowanie osobliwych świadków historii tych ziem. Pomniki chwały, zwane spomenikami, poświęcone ofiarom i bohaterom II Wojny Światowej, budowane były na polecenie samego Josipa Broz Tito, w większości w latach 60. i 70. XX wieku. Stawiano je na polach bitew, w miejscach cmentarzy i obozów koncentracyjnych, z wykorzystaniem zbrojonego betonu - chcąc w ten sposób zapewnić ich maksymalną trwałość. No i faktycznie - setki tych pomników przetrwały kolejną dziejową nawałnicę, której efektem był rozpad Jugosławii. Dzisiaj jawią się one jako nienaturalnie wielkie i abstrakcyjne kształty wyłaniające się z idyllicznych, obfitujących w góry oraz doliny, bałkańskich krajobrazów. Dawniej łączone z martyrologią, odwiedzane przy okazji uroczystości państwowych przez kombatantów i wycieczki szkolne, dzisiaj postrzegane są jako futurystyczno-modernistyczne, wręcz brutalistyczne formy, które uderzają nieziemską estetyką i takąż ekspresją. Historia całkowicie przedefiniowała rolę spomeników.

Jan Kempenaers fotografował w sposób bardzo bezpośredni, "obiektywny". Wybierał taki punkt widzenia aby pokazać całość obiektu, najlepiej frontalnie. Unikał szerokokątnej optyki i związanych z nią przerysowań. W dużej części właśnie dlatego jego materiał ma tak potężną siłę rażenia...
















Projekt spomenikowy został podsumowany w ciekawej i elegancko wydanej książce (link do zamówienia znajduje się na stronie autora). W wersji elektronicznej można ją obejrzeć poniżej.

wtorek, 28 lutego 2012

O byciu matką i artystką

Little Brown Mushroom Blog zamieścił bardzo ciekawą dyskusję na temat łączenia macierzyństwa z byciem artystką. Można ją przeczytać (w języku angielskim) pod tym adresem.


poniedziałek, 27 lutego 2012

[Aktualizacja] Nokia: rozdzielczość zamiast zooma?

Krótka wzmianka a propos premier nowych telefonów (?) komórkowych na Mobile World Congress w Barcelonie - Nokia pokazała tam smartfona 808 PureView, który według firmy ma ustanowić nowe standardy w "używalności" jako urządzenie do fotografowania oraz kręcenia wideo. 


"Używalność" nowego modelu będzie zapewne przedmiotem intensywnych testów w najbliższych dniach, natomiast warto zauważyć dość niestandardowy pomysł, polegający na drastycznym zwiększeniu liczby punktów obrazu sensora i zrezygnowaniu z optycznego zooma, który w zasadzie powinien się znaleźć w konstrukcji mającej być czymś więcej niż kolejnym komórkowym pstrykadłem. Nokia proponuje zatem cyfrowy zoom, z ograniczeniem zakresu do rzeczywistych pikseli, co oznacza, że jeśli zdecydujemy się na mniejszy rozmiar zdjęcia, będziemy mieli do dyspozycji "dłuższy" zoom cyfrowy. Firma podkreśla także możliwość zapisu obrazu w pełnej rozdzielczości i późniejszego wykadrowania. Stosowny whitepaper można pobrać stąd.


Czy pomysł chwyci? W chwili obecnej trudno wyrokować, zbyt wiele jest w tej kwestii niewiadomych, w tym zwłaszcza jakość optyki i rejestrowanego obrazu (według pierwszych opinii jakość obrazu w pobliżu skali 1:1 nie poraża, dopiero po przeskalowaniu w dół nabiera jako takiego charakteru) oraz komfort obsługi jako urządzenia rejestrującego obraz. Ważne jest także oprogramowanie - decyzja zastosowania systemu operacyjnego uchodzącego za przestarzały i mający problemy z integracją z serwisami społecznościowymi nie wróży zbyt dobrze na przyszłość. Poza tym Nokia ma wyjątkowe zasługi w wypuszczaniu na rynek produktów, które nie zachowały się na nim tak, jak tego producent oczekiwał. Całkiem natomiast możliwe, że pomysł na piksele zamiast zooma doczeka się jeszcze udanej implementacji...

[Aktualizacja 17:18] Po rozmowie z osobą, która oglądała urządzenie w Barcelonie oraz skojarzeniu informacji z innych źródeł nabieram przekonania, że zamiarem Nokii na obecnym etapie nie jest podbój świata za pomocą przedstawionego produktu, lecz raczej zademonstrowanie swoich możliwości. Przedstawiciele Nokii całkiem otwarcie przyznają, że zamierzają pokazaną dzisiaj technologię stosować w swoich przyszłych wyrobach i zapewne wtedy będzie ona bardziej dojrzała. Natomiast z całą pewnością udał się Finom zabieg określany jako "steal the show" - cały świat mówi dzisiaj o Nokii (a nie o Samsungu, HTC czy Huawei). Niezależnie od okoliczności warto poczekać na sprawdzenie, do czego naprawdę nadaje się zaprezentowane urządzenie, jak zachowuje się na przykład w przypadku słabego oświetlenia czy dużych kontrastów. Sensor, rewolucyjnie duży jak na branżę komórkową, ma wymiary nieco mniejsze niż w formacie CX (System 1) Nikona, ze znacznie bardziej zagęszczonymi fotoelementami. Ogniskowa, odniesiona do małego obrazka, wynosi interesujące 26 mm, jasność f/2,4. Całość, jako "dodatek do komórki", jest zdecydowanie zbyt dobra, pytanie czy da się wykorzystać jako substytut dobrego kompaktu - w końcu kto nie chciałby mieć ciągle przy sobie wyrobu fotopodobnego o "chrześcijańskich" parametrach? Ciekawi mnie także, czy osiągalna obecnie elektronika jest w stanie "obrobić" ilość informacji wynikającą z rozdzielczości obrazu w sensownym czasie i przy akceptowalnym dla urządzenia mobilnego zużyciu energii...

Kilka ciekawych filmików o nowym produkcie można obejrzeć tutaj, a informacje o procesie jego opracowywania można znaleźć tutaj.

I śmieszno, i straszno... ;-)

Dostałem maila z odnośnikiem do forum Nikoniarzy i naprawdę nie wiem, czy się śmiać czy płakać. I to pomimo że o tym forum pisałem niedawno z wielkim uznaniem. Po pierwsze (i raczej mało odkrywcze) wygląda na to, że system edukacji narodowej nadal nie potrafi nauczyć czytania ze zrozumieniem. Po drugie - ujmując rzecz oględnie - mało napawająca optymizmem jest kwestia patrzenia na fotografię przez pryzmat "młotkologii", najwyraźniej prezentowanego przez całkiem dużą grupę aktywnych ludzi. Ale może po kolei...


Tobisologia nigdy nie była i nie ma zamiaru być blogiem technologicznym. Kwestie techniczne jednakowoż od zawsze były w fotografii ważne, stąd i okazjonalnie pojawiają się także tutaj, zwłaszcza gdy na rynku dzieje się coś, co ma szansę zapoczątkować ciekawy rozwój wydarzeń. Pojawienie się D800/D800E ponad wszelką wątpliwość należy do tej kategorii. Co do "nabijania statystyk" - sprawdziłem i okazało się, że post "Nikon D800 - czy warto dopłacać za literkę "E"?" wcale nie okazał się bezapelacyjnym hitem - owszem, ma "klikalność" większą niż sąsiednie, ale nie jest to różnica zasadnicza. Tobisologia wydaje się mieć grono czytelników, dla których kwestie techniczne po prostu nie są najważniejsze. Wzmiankowany post był w gruncie rzeczy reakcją na męczarnie wyboru niektórych znanych mi osób i zaznaczyłem to już na jego wstępie. Kwestia wiedzy - cóż, fotografowałem Nikonami w czasach, kiedy zapewne większość Nikoniarzy jeszcze nie umiała czytać ani pisać. Nikon był pierwszą zachodnią marką małoobrazkową, na którą przesiadłem się z Praktiki. "Przemieliłem" sporo sprzętu tradycyjnego Nikona, tak korpusów jak i obiektywów (oryginalnych tudzież Sigmy oraz Tokiny, nie wspominając o pewnych egzotycznych), po czym (po likwidacji ciemni tradycyjnej) rozstałem się z firmą, bo wczesne propozycje cyfrowe były, na tle konkurencji, bardzo średnio udane. Teraz zdarza mi się pisać o Nikonie, ze względu na doświadczenie oraz lepszy dostęp do informacji niż w przypadku innych marek. Nawiasem mówiąc osób, które "wiedzą" (czyli naprawdę wiedzą, a nie przeczytali gdzieś w Internecie) jest w Polsce wbrew pozorom całkiem sporo, ale - drodzy Nikoniarze - nie liczcie, że ktokolwiek piśnie choćby słówkiem o treściach, które zostały zastrzeżone w NDA (Non-disclosure Agreements). Posiadając wiedzę nikt taki nie powie nic ponad to, co jest powszechnie wiadome. Nawet nie mrugnie powieką aby przekazać cokolwiek między wierszami. C'est la vie.


Kolejna kwestia - nigdzie nie pada u mnie stwierdzenie, że nowymi zoomami o świetle 4.0 nie da się fotografować w połączeniu z D800. Napisałem, że pokazują swoje ograniczenia już zapięte na D700. Oczywiście można nimi fotografować i z D3x i z D800, ale zwiększanie rozdzielczości (próbkowania) obrazu w obszarach niezbyt ostrych lub o pogorszonych parametrach optycznych ma sens bardzo ograniczony - lepiej (i taniej) wtedy pozostać przy D700. Dość niespodziewanie zresztą otrzymałem w tej kwestii wsparcie: jeden z czołowych serwisów plotkarskich opublikował wczoraj tłumaczenie francuskiej sesji pytań i odpowiedzi na temat aparatów D4 i D800. Polecam odnaleźć fragment o obiektywach. Moim faworytem od pewnego czasu jest stabilizowany AF-S Micro Nikkor 2.8/105 mm i używam go kiedy tylko mogę, nie tylko do makrofotografii. Nie miałem do teraz możliwości przetestowania go z D800, ale jestem więcej niż pewien, że sprosta nowemu body. Niekoniecznie trzeba zresztą kupować najdroższe szkła - wygląda na to, że nawet budżetowy 1.8/50 mm będzie w środkowym zakresie przysłony zupełnie OK, podobnie jak budżetowy 1.8/85 mm. Polecam także dokładnie zapoznać się ze zdjęciami z D800 publikowanymi w sieci. Nie udało mi się znaleźć żadnego przekonującego przykładu zdjęcia ostrego od bliży do dali. Generalnie sample są wykonane z dość niedużą głębią ostrości - zapewne kłania się problem dyfrakcji, o którym wspomniałem, a którego fotografujący są po prostu świadomi. Niestety - wykorzystanie w pełni możliwości nowego sensora będzie wymagało dużo większej dyscypliny w fotografowaniu niż było to konieczne do tej pory (choć oczywiście można na D800 założyć szkło od butelki - nikt nie zabrania). W każdym razie sam Nikon wydaje się świadomy wyzwań, ponieważ po raz pierwszy od wielu lat opublikował Technical guide dla swojej lustrzanki. Warto uważnie zapoznać się z tym dokumentem.


Pytanie, na które dość trudno teraz odpowiedzieć, brzmi: co dalej? D800 nie jest prostym następcą nadal sprzedawanego D700. Firma potrzebuje w swojej ofercie korpusu pełnoklatkowego w rodzaju D700 z sensorem z D4 (albo choćby z tym z D3s), który można by kupić za niższą cenę i który byłby atrakcyjny ze względu choćby na wysokie ISO. Także gama lustrzanek niepełnoklatkowych potrzebuje odświeżenia w górnym segmencie. Możliwe zatem (choć to obecnie czysta spekulacja), że po otrząśnięciu się ze skutków trzęsienia ziemi w Japonii oraz powodzi w Tajlandii Nikon zaskoczy nas czymś jeszcze w nieodległej przeszłości.

niedziela, 26 lutego 2012

Pictures of a City

Pogoda zachęcała dzisiaj do oderwania się od komputera. Całkiem więc możliwe, że to właśnie za sprawą dotlenienia szarych komórek zdałem sobie sprawę z faktu, że od dłuższego czasu niniejsze łamy nie gościły mojej fotografii. Postanowiłem zatem pokazać dziś trzy szkice do cyklu "Pictures of a City" (nad którym pracuję od pewnego czasu), co do których nie mam pewności, że znajdą się w zestawie, ale dobrze konweniują z miejscami, w których dziś przebywałem.




wtorek, 21 lutego 2012

Guy Bourdin w Londynie

Niejako kontynuując poprzedni wpis - w londyńskiej Michael Hoppen Contemporary (galerii gromadzącej jeden z największych europejskich zbiorów fotografii od wieku XIX do czasów współczesnych) zobaczyć można do 10 marca 2012 wystawę rzadko prezentowanych prac Guy Bourdina - fotografa znanego głównie ze starannie aranżowanych, często kontrowersyjnych zdjęć mody. Swoje pierwsze kroki w dziedzinie fotografii stawiał on podczas służby wojskowej we francuskich siłach powietrznych, natomiast jego właściwa kariera fotograficzna rozwinęła się w szybkim tempie od poznania Man Raya w roku 1950. Cechą rozpoznawczą fotografii Bourdina stała się wyrafinowana grafika i rozbudowana narracja, widoczne w najbardziej nawet komercyjnych realizacjach. Modelki często narzekały na apodyktyczność, wręcz tyranię, mistrza, ale cóż - efekty jego zabiegów mówiły same za siebie. Fotografie © Guy Bourdin.





niedziela, 19 lutego 2012

Okińczyc, eskalopki i... Guy Bourdin

Muzeum Narodowe w Poznaniu otworzyło dzisiaj bardzo ciekawą wystawę prac Andrzeja Okińczyca - współczesnego artysty, bardzo sprawnie poruszającego się na pograniczu malarstwa, reliefu i płaskorzeźby - zaczerpniętych z cykli "Pejzaże", "Draperie" oraz "Parawany".


Tobisologia rzadko zajmuje się wydarzeniami spoza kręgu fotografii, ale to jest w pewnym sensie wyjątkowe. Obcowanie z ponad pięćdziesięcioma pokazywanymi dziełami pobudza bowiem do refleksji na temat procesów leżących u podstaw percepcji obrazu, w tym zwłaszcza w kwestii takich pojęć jak głębia, trójwymiarowość, perspektywa, iluzja. Oprócz aspektów przestrzennych pokazywane prace imponują fakturą powierzchni, wyrafinowanym światłocieniem oraz mistrzowskim zastosowaniem barwy. Autor zaskakuje wykorzystaniem zaawansowanych technik plastycznych w kontekście "zwykłych" zjawisk wizualnych; obrazy trywialnych, wydawałoby się, motywów - wody, traw czy choćby schodów - dzięki zaprezentowanym przedstawieniom zyskują nowe znaczenia, z niespodziewaną świeżością odwzorowania. Trudno w paru zdaniach opisać tę wystawę - zdecydowanie warto się na nią wybrać, zwłaszcza że dwuwymiarowe reprodukcje zupełnie nie oddają tego "pieprzyku", którym prace Okińczyca się charakteryzują...










Po wizycie w muzeum można wstąpić do Tinta Baru, niemal dokładnie po drugiej stronie ulicy. Podają tam między innymi znakomite eskalopki wołowe w sosie pomarańczowym z zielonym pieprzem. Na półkach leżą ciekawe i rzadko spotykane książki, a wśród nich album Guy Bourdina, którego wystawa obecnie jest prezentowana w jednej z londyńskich galerii. Myślę, że wrócę do tej kwestii... :-)


sobota, 18 lutego 2012

Migawki z Wągrowca

Maciej Kuszela nadesłał w trybie natychmiastowym kilka ujęć, które wykonał wczoraj w Wągrowcu. Spotkanie zaczęliśmy kilka minut po 19, skończyliśmy po 21.30 i nawet nie spostrzegliśmy, jak ten czas minął. Atmosfera była chwilami gęsta, ale główni dyskutanci rozeszli się w pokoju... ;-)










piątek, 17 lutego 2012

Nikon D800 - czy warto dopłacać za literkę "E"?

Bardzo wielu z moich znajomych zmaga się z poważnym dylematem - czy zdecydować się na wersję „zwykłą”, czy raczej tę z literką „E”. Sprawa jest poważna, ponieważ jej stawką jest kondycja psychiczna całkiem sporej rzeszy ludzi… ;-)


Nikon już wielokrotnie dał się poznać jako firma, która preferuje rewolucyjny sposób odnawiania palety swoich produktów. Działo się tak już w czasach tradycyjnych lustrzanek, jeszcze silniej widać to w erze cyfrowej. Po kilkuletnim okresie nienadążania za konkurencją firma przedstawiła w roku 2007 lustrzankę D3 i nieco później D700 (z tym samym sensorem), bardzo wysoko ustawiając poprzeczkę. W gruncie rzeczy D700 nadal jest znakomitym narzędziem i pojawienie się następcy niewiele w tym stanie zmienia. Sensor tego aparatu, mimo nominalnie niezbyt wyśrubowanej rozdzielczości, ma spory „zapas mocy”, zarówno w kontekście ewentualnych dużych powiększeń jak i pracy na wysokim ISO. Zdarzało mi się obrabiać i drukować materiał z D700 oraz 5DMkII, przy czym obraz z D700 skalował się lepiej, mimo iż 5DMkII ma przecież o 75% więcej pikseli. Między innymi tę właściwość uważam za istotną w kontekście użytego pojęcia „zapas mocy”. Fanbojów Canona z góry przepraszam za rozdrażnienie, a jeśli ktoś nie wierzy, zapraszam do pracowni, do obejrzenia wydruków.

W pierwszym rzędzie warto się więc poważnie zastanowić nad wymianą modelu D700 (na D800) - w wielu przypadkach będzie się on sprawował co najmniej równie dobrze jak następca. Dla fotodokumentalistów oraz wszystkich tych, którym nie są potrzebne wielkie formaty powiększeń narzędzie to pozostanie dokładnie tak samo dobre, jakim było do premiery D800. A propos formatów - jasne, najlepiej mieć elastyczność itepe, ale stosując aparat z 36 milionami pikseli generujemy o wiele większe pliki, które po pierwsze wymagają więcej miejsca na przechowywanie, a po drugie znacząco spowalniają obieg pracy (workflow), zwłaszcza przy masowej obróbce, powodując tym samym dodatkowe koszty inwestycyjne oraz bieżące. Poza tym - szanowni koledzy - uderzmy się w piersi: jak często i jakie zdjęcia „odbijamy” w naprawdę dużych formatach?

Nikon modelem D800 próbuje odgryźć kawałek tortu zarezerwowanego do tej pory dla konstrukcji średnioformatowych, związanego przede wszystkim z landszaftem oraz pracą w studiu. Oczywiście pełna ocena realności tego zamierzenia będzie możliwa po zapoznaniu się ze zdjęciami wykonanymi produkcyjnymi wersjami aparatów, ale już dziś można stwierdzić, że po raz kolejny Nikon ustanawia standardy jakości obrazu rejestrowanego przez małoobrazkową lustrzankę cyfrową. Warto sobie wszakże zdać sprawę z tego, że otrzymanie perfekcyjnej jakości zdjęć przy takich warunkach brzegowych (parametry fizyczne sensora, zwłaszcza wielkość i zagęszczenie elementarnych fotoelementów) wymagać będzie sporej wiedzy, odpowiednich zabiegów i wyposażenia, zaczynając od fotografowania ze statywu oraz używania najlepszych dostępnych obiektywów. Zmniejszenie krążka rozproszenia, wynikające z większego zagęszczenia fotoelementów w sensorze, powoduje efektywne zmniejszenie głębi ostrości, a możliwość jej zwiększenia przez przymknięcie przysłony jest istotnie ograniczona przez zjawisko dyfrakcji (nie wspominając o znacznie zwiększonej dokuczliwości kurzu na sensorze w takim przypadku). W zasadzie jedynym sposobem poradzenia sobie z tym problemem jest zastosowanie reguły Scheimpfluga w połączeniu z obiektywem typu tilt&shift. Zainteresowanych odsyłam do cenników ;-)


Skoro o obiektywach mowa - Nikon ma tu spory problem. Bardzo niewiele konstrukcji typu zoom ma parametry optyczne, które jako tako wystarczają do „obsłużenia” potencjału sensora D800. W zasadzie wybór jest ograniczony do jasnych modeli (14-24, 24-70, 70-200 VR). Dokucza zwłaszcza brak dobrego stabilizowanego standardowego transfokatora (ktoś jeszcze pamięta to określenie?). O ile optycznie 24-70/2.8 jest bardzo dobry, o tyle stosując mniej wyczynowy obiektyw (24-120/4.0 VR) ze stabilizacją jesteśmy w stanie spokojnie fotografować w sytuacjach o dobrą „dziurę” ciemniejszych. Nowej konstrukcji stabilizowane zoomy o jasności 4.0 (16-35, 24-120) pokazują jednak swoje ograniczenia nawet założone na D700, więc trudno traktować je jako kandydatów do poważnej pracy z D800. Myślę, że dobrej jakości obiektyw 24-70/2.8 VR (albo podobny) powinien być na samej górze priorytetów dla Nikona. Spośród nikonowskich „stałek”, zwłaszcza szerokokątnych, także nie wszystkie sprostają nowemu sensorowi. Zaniedbany przez Nikona jest również segment obiektywów dobrze nadających do pracy z wideo, co znów stawia ofensywę marketingową pod znakiem zapytania. Wniosek jest więc taki, że najbezpieczniej byłoby pracować D800 z wybranymi, najlepszymi obiektywami o stałej ogniskowej. Paradoksalnie taki sposób pracy bardzo zbliża fotografującego do pracy ze średnim formatem, co poniekąd jest celem Nikona… ;-)

Wracając do tytułowego pytania: czy warto dopłacać za literkę „E”? Różnica między oboma modelami polega na rodzaju filtra optycznego zamontowanego przed sensorem. Ten w modelu „E” ma być pozbawiony funkcji filtra antyaliasingowego, która redukuje niektóre negatywne zjawiska wynikające ze skończonej rozdzielczości (każdego) sensora, za cenę pewnego rozmycia obrazu. Powinno to gwarantować ostrzejszy obraz, za cenę zwiększonego ryzyka wystąpienia zjawiska mory. O ile w fotografii można się w większości przypadków uporać z morą za pomocą oprogramowania (na przykład nikonowskiego Capture NX), okupując to dodatkowym nakładem pracy, o tyle w przypadku wideo sprawa jest nietrywialna. W połączeniu z wątpliwościami związanymi z optyką przewaga D800E nad D800 może nie być tak duża, na jaką wygląda. Odpowiedź da, rzecz jasna, empiria. W każdym jednak razie wiele wskazuje na to, że Nikon niedoszacował chętnych na model D800E i należy się liczyć z trudną jego dostępnością oraz relatywnie wysoką ceną.