Sporo można obecnie zobaczyć w Berlinie. Obok znakomitej retrospektywy André Kertésza i dużej wystawy Gregory'ego Crewdsona (o którym mam nadzieję móc napisać niedługo) zdecydowanie godna obejrzenia jest wystawa Arnolda Crane'a w galerii Camera Work. Autor to bardzo ciekawa postać, znana przede wszystkim z portretów, w tym zwłaszcza tych, na których przedstawiał mistrzów fotografii. Miał szczęście blisko przyjaźnić się z twórcami, dziś należącymi do kanonu i klasyki gatunku. Ożywione relacje, jakie udało się z nimi wytworzyć, umożliwiły mu wykonanie ciekawych, nietuzinkowych ujęć, noszących wyraźnie odczytywalny atrybut wyłączności i prywatności. Oglądając je ma się wrażenie bycia dopuszczonym do kręgu zarezerwowanego dla osób bliskich, wręcz uprzywilejowanych. Same fotografie Crane'a to zatem wielki cymes, natomiast o wyjątkowości tej wystawy stanowi pomysł kuratorski, polegający na uzupełnieniu wszystkich eksponowanych portretów Crane'a o oryginalne dzieła osób fotografowanych, pochodzące ze zbiorów Camera Work AG. Mamy więc unikatową możliwość spojrzenia "od wewnątrz i z zewnątrz" na takie ikoniczne postacie jak: Man Ray, Brassaï, Robert Doisneau, Paul Strand, Imogen Cunningham, Berenice Abbott, André Kertész, Edward Steichen, Ansel Adams, Walker Evans, Arnold Newman, Bill Brandt, Manuel Alvarez-Bravo, Aaron Siskind, Garry Winogrand czy W. Eugene Smith. Zwiedzając wystawę ma się to nieczęste wrażenie całkowitego zatopienia w przestrzeni (czy raczej rzeczywistości), która od dawna nie istnieje i do której w zasadzie nie ma już wstępu. No i, oczywiście, nie bardzo ma się ochotę z niej wracać. Bardzo polecam obejrzenie tej ekspozycji - jest to w mojej opinii jedna z najlepszych wystaw w historii galerii Camera Work.
Relacja fotograficzna wyszła tym razem bardzo obszerna, pozwolę sobie zatem podzielić ją na dwie części, pokazujące kolejno parter i piętro galerii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz