Berlińską wystawę Crewdsona uzupełniają dwa kolejne zestawy: Fireflies (1996) oraz Sanctuary (2009). Pierwszy z nich jest krańcowo odmienny od wystylizowanej i wyspekulowanej do granic serii Beneath the Roses. Wykonany został w letnim domu rodziców artysty, znajdującym się w Beckett w stanie Massachusetts i składa się z tradycyjnych czarno-białych fotografii, odbitych na klasycznym barycie i pokazujących ciekawe, nieco mroczne podejście do światła w obrazie. Crewdson każdego wieczoru fotografował tańce robaczków świętojańskich, w tym zwłaszcza ich rytuały godowe. Inspirowała go przy tym teza sugerująca, że światło w sposób bezpośredni sygnalizuje pożądanie. Natura staje się w tych fotografiach strefą mistyczną, a same obrazy o wiele więcej mówią o stanie duchowym autora niż dokumentują zjawiska przyrodnicze. Artysta sam zresztą stwierdził, że także ten zestaw traktuje przede wszystkim o samotności.
Na temat cyklu Sanctuary pisałem już wcześniej.Ograniczę się do stwierdzenia, że w oryginale zdjęcia te oddziałują bardzo mocno. Nawet jeśli ich "filmowość" jest nieoczywista lub rozmyślnie ukryta, po krótszej lub dłuższej chwili dostrzega się w tych obrazach atrybuty planu filmowego, przy czym nie ma większego znaczenia, czy zostały one wprowadzone do kadru przez Crewdsona, czy po prostu w tych miejscach były zanim on się tam pojawił.
Ekspozycję w berlińskim C/O uzupełniają zdjęcia o charakterze "making of...", pokazujące kulisy pracy nad skomplikowanymi realizacjami Crewdsona. Zdecydowanie warto się z tym materiałem zapoznać. Z góry przepraszam za jakość - telefon komórkowy ma (jako urządzenie do rejestracji obrazu) swoje ograniczenia.