wtorek, 9 listopada 2010

Kilka zdań na marginesie mgły. Oraz muzyki.

Jechałem dzisiaj wieczorem spory kawałek prawie bez widoczności. Ciemno, mgła i na szczęście prawie zero ruchu drogowego. Gdy temperatura spadła do zera, a mgła zgęstniała w taki sposób, że reflektory tworzyły coś w rodzaju kotary z białego płótna, która na domiar złego w małpi sposób naśladowała wszystkie ruchy samochodu, zapuściłem empetrójkograja i odkręciłem go dość konkretnie. Nie wiem, co miało dokładnie na co wpływ, w każdym razie wszelkie napięcie tudzież niepokój co do warunków na drodze ustąpiły natychmiast. Playlista tworzyła się dynamicznie, chyba nawet całej nie odtworzę teraz. Zacząłem od Nicka Masona i Carli Bley "Can't Get My Motor to Start", potem między innymi Pat Metheny "Above the Treetops" i "Cathedral in a Suitcase" *), Rolling Stones "Rain Fall Down", Steve Winwood "I'm Not Drowning", Supertramp "School", Tears For Fears "Pale Shelter", U2 "Magnificent", Yes "Into the Lens" (to ten kawałek o całkiem fotograficznym tytule, z którego pochodzi słynne trójkowe "bururum bururum"). Gdyby ktoś chciał powyższy secik powtórzyć, bardzo zachęcam :-)

W takiej sytuacji nie sposób oprzeć się refleksji, jak bardzo wygodny jest wynalazek "empetrójki" jako sposobu zapisu dźwięku. Na szesnastogigabajtowym pendrajwie można zmieścić od groma albumów, więc gdy włoży się go do złącza w autoradiu ma się do dyspozycji kolosalny wybór. Przypomniała mi się premiera pierwszego urządzenia wykorzystującego cyfrowy zapis dźwięku - czyli odtwarzacza CD Audio w roku 1983. Byłem wdzięczny temu bezimiennemu wynalazcy owego systemu za ofiarowanie tak znakomitej jakości reprodukcji muzyki. Nagle można było wysłyszeć wiele smaczków, które zwłaszcza przy końcu czarnej płyty ginęły w tzw. całokształcie. Teraz, z kombinacji mp3 + pojemne miniaturowe pamięci nie wynika co prawda skok jakościowy dźwięku, ale na pewno jest to nowa jakość w kontekście swobody wyboru tego, czego się w mobilnej sytuacji słucha.





*) tutaj pomyślałem, że warto by jeszcze raz złożyć "amerykańską" diaporamę z połowy lat 90., zwłaszcza że jeden z kolegów zapraszał na spotkanie autorskie, a wśród głównych tematów mają być realizacje multimedialne à la fotokast. Mam wrażenie, że kontakt z tradycyjną diaporamą byłby dla młodych ludzi bardzo ciekawy. Nie wiem tylko, czy Kodaki wytrzymają - są już mechanicznie bardzo "zmęczone"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz