Arnold Newman, który formalnie ukończył zaledwie 2 lata studiów malarstwa na uniwersytecie w Miami, był mistrzem planu i kadru. Starał się umieścić w zdjęciu elementy, które by znacząco świadczyły o życiu osoby portretowanej. Jego kadrowanie zdjęć (negatywów) było na swoje czasy rewolucyjne i owocowało znakomitymi, świeżymi obrazami, o czym świadczą pokazane w pierwszej części wystawy próbne odbitki z adnotacjami fotografa, kadry nie-prostokątne oraz płachty. Dbałość o technikę (na przykład poprzez zastosowanie aparatu wielkoformatowego) umożliwiała radykalne obcięcie kadru bez widocznej utraty jakości. Oprócz fotografowania Arnold Newman był również znakomitym i rozchwytywanym pedagogiem - i także ten fragment jego życia dostarczał mu wielkiej satysfakcji.
O wielu z jego dzieł można mówić jako o formie wizualnej biografii - zupełnie jakby fotografowi udała się sztuka zawarcia w jednym obrazie życiorysu osoby portretowanej. Jednocześnie Newman odrzucał metodykę skrajnie wyreżyserowaną, reprezentowaną przez Richarda Avedona czy Irvinga Penna, na rzecz podejścia pokrewnego fotodokumentowi, choć oczywiście lubił precyzję w obrazie i starał się panować nad jego budową oraz elementami. Preferował fotografowanie w świetle naturalnym, choć nie cofał się - gdy sytuacja tego wymagała - przed użyciem skomplikowanej machinerii oświetleniowej.
Newman rozpoczął w roku 1941 fotografowanie artystów, wkrótce zyskał tak duże uznanie, że posypały się zamówienia z najznamienitszych magazynów (Life, Harper's Bazaar, Look, New Yorker). Najtrudniej szło mu, jak sam wspomina, z portretami ważnych postaci z korporacji i przemysłowcami, którzy zwykle z ledwością znajdowali dla fotografa jakiś ochłap czasu. Gdy Newman dostrzegał, że model się spieszy i nie koncentruje na zdjęciu, zaczynał pakować swój sprzęt i wygłaszał zdanie w stylu "proszę dać mi znać, kiedy znajdzie pan więcej czasu, to się może spróbujemy umówić". Postawiona w takiej sytuacji gwiazda przemysłu, której w tym momencie zaczynał "odjeżdżać" portret w Life zwykle natychmiast znajdowała tyle czasu, ile było potrzeba do zrealizowania zamierzenia. To se ne vrati... ;-)
Wystawa składa się z 10 części, poczynając od najwcześniejszych zdjęć pokazujących architekturę i martwe natury, przez część obrazującą męczarnie wyboru (Newman robił zazwyczaj przynajmniej kilkadziesiąt ujęć, które niewiele różniły się między sobą i z tej puli wybierał to jedno, właściwe ujęcie; w kilku przypadkach jednak wyciekły i zrobiły karierę warianty gorsze, "niepobłogosławione" przez mistrza), po fragmenty, na których zobaczyć można kolaże i montaże "wycinankowe" oraz dalszą ewolucję stylu artysty. Wystawa jest naprawdę znakomita, duże brawa dla kuratora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz