sobota, 31 sierpnia 2013

Białystok Interphoto - zaproszenie

Już w najbliższy poniedziałek startuje w Białymstoku festiwal Interphoto - nowe zjawisko na festiwalowej mapie. Festiwali fotograficznych co prawda mamy już w naszym kraju sporo, lecz ten jest pierwszym tak dużym zamierzeniem na terenie Polski północno-wschodniej. Temat przewodni to szeroko rozumiane zagadnienie pogranicza, a program festiwalu jest ciekawy i ambitny. Organizatorom udało się ściągnąć kilka dobrze rokujących wystaw i "obudować je" panelami oraz spotkaniami autorskimi. Program budzi szacunek, zwłaszcza biorąc pod uwagę poziom finansowania (a w zasadzie niefinansowania) imprezy - przypominają mi się nasze ubiegłoroczne boje o Festiwal im. Ireneusza Zjeżdżałki z budżetem w wysokości 5 (słownie pięć) tysięcy złotych...

Na podkreślenie zasługuje zestawienie aż czterech szkół wyższych trudniących się edukacją w obszarze fotografii i różniących się prawie wszystkim: łódzkiej "Filmówki", ITF z Opavy, Hochschule Hannover oraz białostockiej Akademii Fotografii i Przedsiębiorczości. PWSFTViT to szkoła przede wszystkim artystyczna, specjalnością hanowerczyków jest "fotożurnalizm", ITF para się głównie fotodokumentem, a AFiP to szkoła dwuletnia, z szerokim spektrum zainteresowań. Będzie więc wystawa "Wracam do raju", której premiera odbyła się na Fotofestiwalu w Łodzi, przekrojowa "Inside/Outside" polskich studentów ITF, ciekawie zapowiadająca się prezentacja Niemców "3x America", pokazująca m.in. współczesne Detroit - miasto-ruinę, będące efektem kryzysu branży motoryzacyjnej oraz "121, 122, 123" - wystawa słuchaczy i wykładowców AFiP oraz członków białostockiego Forum Fotografii i Multimediów, z wieloma ciekawymi nazwiskami.

Oprócz tego można się cieszyć na kilka wystaw niezwiązanych (przynajmniej bezpośrednio :-) ze szkołami: Grzegorza Przyborka, Mariana Schmidta, Marka Szyryka, Andrzeja Różyckiego, Natalii LL, a także Stanisława J. Wosia i jego dzieci - Adeliny oraz Mateusza. Ciekaw jestem także propozycji Grupy 18x24 oraz przekrojowej prezentacji klubu PAcamera. Będzie do obejrzenia również projekt "Stand By" kolektywu Sputnik oraz "Next Day in European Community" Gintarasa Cersonisa z Litwy.
© Karolina Jonderko
Ja oczywiście w szczególny sposób zapraszam na kolejną odsłonę z cyklu "Z pogranicza", zatytułowaną "Z jednej i z drugiej strony", zawierającą prace wykonane podczas działań przeprowadzonych w latach 2011-2013, ich autorami są: Sławoj Dubiel, Maciej Herman, Magda Hueckel, Grzegorz Jarmocewicz, Karolina Jonderko, Maciej Kuszela, Agnieszka Rayss, Wojtek Sienkiewicz, Michał Sita, Sławomir Tobis oraz Tomasz Wiech, ze specjalnym udziałem Stanisława J. Wosia. Będzie sporo materiału do tej pory nie prezentowanego. Wernisaż odbędzie się we wtorek, 3 września, o godzinie 17. Natomiast około godziny 20.30 rozpocznie się spotkanie dyskusyjne zatytułowane "Fotografia i socjologia na pograniczu", które będę miał przyjemność współprowadzić z dr Łukaszem Rogowskim z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Więcej o wystawie napiszę w następnym poście.

środa, 28 sierpnia 2013

"I WANT TO BE A FOOL"

Nadrabiając zaległości zajrzałem na bloga Silvii Sencekovej (prywatnie tworzącej podstawową komórkę społeczną z Bartkiem Pogodą), pod znamiennym tytułem "I Want To Be A Fool". No i wymiękłem / odpadłem / zapadłem po uszy w zadumę (niepotrzebne skreślić). Dodaję tego bloga do rekomendowanych. A aktualny wpis stanowi prawdziwe cudeńko, z wieloma znakomitymi zdjęciami.

© Silvia Sencekova

czwartek, 15 sierpnia 2013

Marek Poźniak - "Berlin - London - New York"

Przekrojowa wystawa Marka Poźniaka jest prezentowana do 24 sierpnia w berlińskiej galerii Johanna Breede Photokunst. Muszę się przyznać, że gdy Marek po raz pierwszy powiedział mi o planach pokazania swoich zdjęć z lat 1985-2010, byłem pełen obaw - jego twórczość jest niewątpliwie bogata, ale też eklektyczna, niełatwa do kuratorskiego opanowania. Na szczęście obawy te okazały się płonne :-)


Galeria Johanny Breede mieści się w City-West przy Fasanenstraße, w doborowym sąsiedztwie innych galerii sztuki (między innymi renomowanego Lumasa) i jest zaskakująco klimatycznym, kameralnym miejscem. Tobisologia będzie chciała powrócić do tego miejsca, ze względu na jego oryginalną historię oraz plany właścicielki.


Wystawa "Berlin - London - New York" ma przynajmniej trzy elementy spajające. Pierwszy - chyba najbardziej rzucający się w oczy - to fakt wykonania wszystkich prezentowanych odbitek techniką litową. W znakomitej większości powstały one kilka lat temu i są unikatami, choćby ze względu na obecną nieosiągalność wykorzystanych papierów fotograficznych. Jedno ze zdjęć zostało odbite na współczesnym papierze - i (niestety) to od razu widać. Drugim elementem wspólnym całego zestawu jest wykorzystanie aparatu typu "box", będącego wczesnym prototypem swojej serii i datowanego (najprawdopodobniej) na rok 1896 lub 1897, ze wszystkimi "przynależnymi" niedoskonałościami zastosowanej bardzo prostej optyki. Trzeci element to same motywy, budzące skojarzenia z czasami dawno minionymi, oraz zastosowana "archaizująca" estetyka, także w kontekście najnowszych fotografii. Warto dodać, że wiele z tych motywów dziś już nie istnieje.


Autor jest w swoich fotograficznych peregrynacjach wyjątkowo konsekwentny, i to przez okres ponad 25 lat. Na zdjęciach zobaczyć można fragmenty miejskich pejzaży oraz obiekty architektury industrialnej. Nie ma na nich wielu ludzi (czego można by się spodziewać po miejskich fotografiach), ale też nie są oni tam niezbędni. Marek kontempluje upływający czas, choć zdjęcia nie są uczestnikami tego procesu. Zostały zeń wyjęte, stały się milczącymi, niezaangażowanymi świadkami określonych sytacji przestrzennych i świetlnych. Stanowią także ciekawą refleksję nad samym medium - na temat tego, co ono pokazuje i przekazuje, a także na temat tego, co skłania fotografa do zatrzymania się i poświęcenia czasu na wykonanie właśnie tego, a nie innego zdjęcia. Jestem przekonany, że warto zajrzeć na tę wystawę i warto "pouczestniczyć" w tej refleksji. Prezentacji towarzyszy katalog w postaci starannie przygotowanego i wydrukowanego albumu, uzupełnionego o wiele niepokazywanych na wystawie zdjęć.


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Ireneusz Zjeżdżałka - "Portrety"

Tekst o Eryku, który został zamieszczony w poprzednim wpisie, powstał na prośbę Waldka Śliwczyńskiego, który błyskawicznie postanowił poświęcić Zjeżdżałce kolejny numer Kwartalnika. Z dzisiejszej perspektywy pewnie napisałbym go nieco inaczej, ale postanowiłem nic nie zmieniać - tak to wtedy widziałem. Natomiast z nieopublikowaniem nie wiąże się żadna sensacyjna historia lub wręcz cenzura - jak to zasugerowali niektórzy z P.T. Czytelników. Całkiem po prostu - wysłałem do redakcji napisany "na kolanie" draft, aby "zaklepać" temat i otrzymać akceptację. W następnych dniach tekst zyskał swoją ostateczną formę; przetłumaczyłem go także na angielski i całość wysłałem. Pech chciał, że do druku na polskich stronach została skierowana ta wersja wstępna, nieprzeznaczona do publikacji, natomiast na stronach angielskich znalazła się wersja ostateczna. Wtedy solidnie się zdenerwowałem, ale teraz myślę, że wyszła niesłychanie oryginalna "sytuacja publikacyjna".


Parę słów należy się niewątpliwie pokazywanej obecnie w Muzeum Regionalnym we Wrześni wystawie "Portrety". Doszła ona do skutku dzięki współpracy Ani Zjeżdżałki z Waldkiem Śliwczyńskim i zawiera w znakomitej większości niepublikowane dotąd fotografie - portrety oraz niezwykłej urody zdjęcia ślubne (Ani i Eryka, a także jednego z przyjaciół). Wchodząc na wystawę ma się wrażenie przeniesienia w czasie i w przestrzeni. Zdjęcia to bromowe odbitki autorskie Eryka, część nawet w oryginalnych passe-partout, sygnowanych na kartonie poniżej prawego dolnego rogu zdjęcia. Można się, rzecz jasna, spierać, czy przedmioty martwe mogą być "nośnikami" energii swojego uprzedniego posiadacza lub twórcy, ale z pewnością jakaś cząstka autora jest obecna w fizyczności pokazywanych fotografii. Przynajmniej trochę widać na tej wystawie, jak zmieniało się jego myślenie o fotografii, co go interesowało czy wręcz fascynowało, zwłaszcza że kadry są odmienne od tych, z którymi zwykliśmy Eryka łączyć - tych, które sam wybierał do pokazywania. Warto wybrać się do Wrześni i warto poświęcić tym niewielkim, ale ciekawym i wciągającym obrazkom trochę czasu.


wtorek, 6 sierpnia 2013

O Ireneuszu Zjeżdżałce dla Kwartalnika Fotografia (tekst nie opublikowany w tej postaci)

Ireneusz Zjeżdżałka, przez kolegów nazywany po prostu „Erykiem”, opuścił nas wieczorem w piątek, 25 lipca 2008. Od tygodni zmagał się z nowotworem; był pełen determinacji aby walczyć z tą podstępną i jakże trudną do pokonania chorobą. Miał skończone 35 lat. Zaledwie 35 lat.

zdjęcie z okładki katalogu wystawy "Portrety"

Nie potrafię dzisiaj odtworzyć tej chwili, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Z dużym prawdopodobieństwem stało się to w Galerii pf, gdzie Eryk zaczął bywać podczas swoich studiów na Akademii Rolniczej w Poznaniu. Przychodził nie tylko na wernisaże wystaw, ale i później, w trakcie ich trwania. Zazwyczaj bardzo długo wpatrywał się wtedy, w zastygłej pozie, w poszczególne zdjęcia. Pamiętam, że szczególną Jego uwagę zwracały prace mocno osadzone w głównym, klasycznym nurcie fotografii; mam wręcz przed oczami obraz Eryka studiującego zdjęcia Brytyjczyków na wystawie „Dylematy dokumentaryzmu”. Oprócz licznych spotkań wynikających z wystaw mieliśmy okazję kilkakrotnie przebywać razem na plenerach - przychodzą mi na myśl zwłaszcza Tatry i później Mikuszewo. Każdemu takiemu spotkaniu Eryk nadawał własną energię kinetyczną oraz skutecznie dbał o to, aby wszyscy się dobrze bawili. Kolejne wspomnienie to wspólny udział w roku 2001, razem z kilkoma znakomitymi kolegami, w wystawie poznańskiej fotografii w Hanowerze i ożywione dyskusje towarzyszące jej otwarciu.
 
Z własną twórczością na scenie fotograficznej Eryk pojawił się w roku 1998, startując w konkursach (8. KSFA w Żarach i X Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze). W tym samym roku zaczął pracować w jednej z najbardziej renomowanych galerii fotografii w Polsce - poznańskiej Galerii pf - jako prawa ręka kuratora, Janusza Nowackiego. Jako „galernik” i autor aktywnie brał udział w bardzo ożywionym w owym czasie życiu fotograficznym Poznania. Wtedy też na dobre zaczął pisywać o fotografii. W roku 2002 został przyjęty w poczet członków Związku Polskich Artystów Fotografików. W roku 2003 wystąpił w nowej roli - redaktora naczelnego opiniotwórczego kwartalnika „Fotografia”, gdzie, w ciągu kilku lat pracy, z jednej strony udało mu się dostrzec oraz wypromować wielu artystów, szczególnie młodych i spoza „utartych kierunków”, z drugiej zaś - stworzył własny, oryginalny styl pisania o fotografii. Dorobił się znakomitego warsztatu dziennikarskiego i posiadł tę niezwykle cenną umiejętność odcedzania garści cennych informacji z oceanu błahych. Potrafił przedstawiać złożone zależności używając prostego i komunikatywnego języka, bez uciekania się do skomplikowanych konstrukcji. Jego teksty sprawiają wrażenie napisanych z wielką łatwością, wręcz od niechcenia. Oprócz niewątpliwych walorów merytorycznych mają one jedną absolutnie najważniejszą cechę: znakomicie się je czyta.

Eryk w roku 2004 był jednym z inicjatorów i pierwszym kuratorem poznańskiej galerii 2πR. W roku 2007 zaczął prowadzić bardzo interesujący blog pod nazwą „Proces naturalny”. Był zapraszany na różne imprezy, jako kurator wystaw, recenzent i juror. Współorganizował plenery i spotkania. Wydał trzy albumy z własnymi fotografiami. Był stypendystą Ministra Kultury. Brał udział w wielu wystawach zbiorowych, był też autorem szeregu wystaw indywidualnych, w kraju i za granicą.

Fotografował najczęściej na filmie zwojowym, początkowo w formacie 6x9, później zwykle w formacie 6x6, a na powiększeniach prezentował pełne klatki, z obligatoryjnym fragmentem ramki negatywu. Również w ostatnim czasie, jakże silnie naznaczonym cyfrową rewolucją, pozostawał wierny tradycyjnemu procesowi analogowemu. Uprawiał fotografię mieszczącą się w nurcie dokumentalizmu, nawiązującą do tradycji fotografii elementarnej, jako pierwszych swoich mistrzów przywołując Bogdana Konopkę i Andrzeja J. Lecha. Bardzo cenił sobie również twórczość jeleniogórzan - Wojciecha Zawadzkiego i Ewy Andrzejewskiej. Fotografując doskonale czuł się w Polsce prowincjonalnej, pokazując na swoich zdjęciach opuszczone wnętrza i osamotnione obiekty. Jego fotografie są chłodne, wręcz emocjonalnie puste, ale jednocześnie uderzają prostotą i doskonałością kompozycji. Eryk nie aranżował planu, chociaż zawsze z niezwykłą starannością wyszukiwał kadr i oświetlenie. Nie bał się komponować obrazu w kwadracie - formacie potencjalnie doskonałym, ale jednocześnie bardzo zdradzieckim, chyba najtrudniejszym do fotograficznego ujarzmienia. Myślę, że kwadrat był dla Niego narzędziem podkreślenia harmonii i wyciszenia kadru, wręcz odgrodzenia świata pokazywanego na fotografii od gwaru i harmidru, powszechnie towarzyszących światu realnemu. Mimo iż ludzi fotografował nieczęsto, również w pokazywanych przez niego opuszczonych miejscach wyraźnie odczuwalna jest, jakby pozafizycznie, ludzka obecność, jakiś ślad uprzedniej aktywności człowieka, który pozostał. Trudno przy tym nie zauważyć fascynacji Eryka fenomenem czasu -jego upływu, trwania, przemijania oraz nawarstwiania się śladów. Szukał takich miejsc i sytuacji, w których nie tylko „zagra” światło, ale także zadźwięczy muzyka - najczęściej ascetyczna, kameralna, oszczędna. Wiele w Jego obrazach jest piano i pianissimo, bardzo niewiele forte czy tutti. Być może te cechy szczególne Jego fotografii wypływały wprost z cech Jego osobowości - częściej małomównej i refleksyjnej niż ekspansywnej.
 
Osobne cykle, o czym koniecznie należy wspomnieć, poświęcił swojej rodzinnej Wrześni oraz dzieciom wrzesińskim. Oprócz tego walnie przyczynił się do powstania we wrzesińskim Wydawnictwie Kropka serii nietuzinkowych wydawnictw - albumów fotograficznych takich artystów jak Eva Rubinstein, Bogdan Konopka, Jerzy Lewczyński, Wojciech Zawadzki czy Paweł Żak.
 
Już z powyższej, krótkiej charakterystyki, wyłania się obraz osoby bardzo wszechstronnej - fotografa, animatora, kuratora, krytyka, autora publikacji książkowych oraz osoby obdarzonej lekkim piórem, umiejętnością komunikatywnego pisania o fotografii i niezwykłą kulturą wizualną. Co więcej, był postacią pogodną, wesołą i powszechnie lubianą. Polska fotografia poniosła olbrzymią stratę, zwłaszcza biorąc pod uwagę młody wiek i niezwykle szybki rozwój osobowości Eryka, Jego niekwestionowany dorobek artystyczny, a także trudną do wyobrażenia mnogość niezrealizowanych projektów i nienapisanych tekstów…

Zmarłego pożegnaliśmy 28 lipca 2008. Spoczął na cmentarzu komunalnym we Wrześni, obok pięknego, rozłożystego dębu. Będzie nam Go bardzo brakowało.

Sławomir Tobis
Marylin, 29.07.2008

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Września: 5 rocznica śmierci Ireneusza Zjeżdżałki

maj 2008
   Czysty i niepachnący niczym korytarz prowadził do drzwi, za którymi miałem zobaczyć E. już po operacji. Nie czuć było, że to szpital. Korytarz przypominał ten z gatunku hotelowych. Długi i usiany pozamykanymi drzwiami, na których odliczały sie numery. Weszliśmy do E. Ja i moja żona. Na zmęczonej twarzy pojawił się grymas uśmiechu - uznałem, że twarz E. po operacji jest i tak  o niebo lepsza od mojej facjaty, którą wiele lat wcześniej portretował.
   Rozmowy w tych okolicznościach nie niosą ze sobą żadnych sentencji, które warto by było pamiętać i przekazywać potomnym. Chodziło tylko o to, by wrócił... Spierdolił sprzed nosa chorobie i usiadł obok przy lampce czerwonego i kilku jazzowych nutach...
   - Masz - wsunąłem mu pod kołdrę kubańskie cygaro (jak Kwinto Duńczykowi - taki przyjacielski gest). Jak wyjdziesz, spalimy sobie razem i wypijemy.
   - Dzięki - znów tylko grymas uśmiechu. Nie trzeba było słów aby się zrozumieć.
   Cygara czekają...

Bartosz Myszkiewicz
"Autoportret pamięci"
fragment katalogu wystawy "Portrety"


piątek, 2 sierpnia 2013

Jeleń

Tobisologia zgłasza się po nieco dłuższej niż zamierzona przerwie. Prace wynikające z konieczności zamknięcia i rozliczenia wieloletniego projektu przyjęły rozmiar znacznie większy niż przewidywano. Nadal zresztą trwają :-)

W ramach ogłoszeń parafialnych dwa ważne komunikaty: po pierwsze treści w języku angielskim zostaną wkrótce przesunięte do osobnej domeny. Układ, który niniejszy blog testował przez ostatni czas (tekst polski na początku posta i angielski na jego końcu) narzuca jednak zbyt sztywne ograniczenia aby mógł być dalej stosowany. Drugi komunikat odnosi się do komentarzy: ich moderowanie zostało niniejszym wyłączone. Do tej pory ingerencja moderatora konieczna była jeden jedyny raz, a dla użytkowników konieczność czekania na aprobatę (i w ogóle świadomość tego procesu) z pewnością oznacza zmniejszenie atrakcyjności komentowania jako takiego. Oczywiście autor bloga nadal ma możliwość usuwania komentarzy, gdyby było to konieczne ze względu na niezgodność z etykietą w Sieci.

Jutro lub pojutrze pojawi się na niniejszych łamach relacja z wernisażu wystawy portretów Ireneusza Zjeżdżałki. Wystawy ciekawej, wciągającej i zawierającej materiał przynajmniej w części zaskakujący. Stay tuned... :-)
Tobisology is back after a while, somewhat longer than expected. We have herewith an important announcement: the contents in English will soon be moved to a separate domain (expect a separate statement). The layout we were recently testing on this blog (the text in Polish at the beginning of the post, and the English one at the end) imposes too strict limits to be further used. There will thus be a dedicated site set up, entirely in English.