Przekrojowa wystawa Marka Poźniaka jest prezentowana do 24 sierpnia w berlińskiej galerii Johanna Breede Photokunst. Muszę się przyznać, że gdy Marek po raz pierwszy powiedział mi o planach pokazania swoich zdjęć z lat 1985-2010, byłem pełen obaw - jego twórczość jest niewątpliwie bogata, ale też eklektyczna, niełatwa do kuratorskiego opanowania. Na szczęście obawy te okazały się płonne :-)
Galeria Johanny Breede mieści się w City-West przy Fasanenstraße, w doborowym sąsiedztwie innych galerii sztuki (między innymi renomowanego Lumasa) i jest zaskakująco klimatycznym, kameralnym miejscem. Tobisologia będzie chciała powrócić do tego miejsca, ze względu na jego oryginalną historię oraz plany właścicielki.
Wystawa "Berlin - London - New York" ma przynajmniej trzy elementy spajające. Pierwszy - chyba najbardziej rzucający się w oczy - to fakt wykonania wszystkich prezentowanych odbitek techniką litową. W znakomitej większości powstały one kilka lat temu i są unikatami, choćby ze względu na obecną nieosiągalność wykorzystanych papierów fotograficznych. Jedno ze zdjęć zostało odbite na współczesnym papierze - i (niestety) to od razu widać. Drugim elementem wspólnym całego zestawu jest wykorzystanie aparatu typu "box", będącego wczesnym prototypem swojej serii i datowanego (najprawdopodobniej) na rok 1896 lub 1897, ze wszystkimi "przynależnymi" niedoskonałościami zastosowanej bardzo prostej optyki. Trzeci element to same motywy, budzące skojarzenia z czasami dawno minionymi, oraz zastosowana "archaizująca" estetyka, także w kontekście najnowszych fotografii. Warto dodać, że wiele z tych motywów dziś już nie istnieje.
Autor jest w swoich fotograficznych peregrynacjach wyjątkowo konsekwentny, i to przez okres ponad 25 lat. Na zdjęciach zobaczyć można fragmenty miejskich pejzaży oraz obiekty architektury industrialnej. Nie ma na nich wielu ludzi (czego można by się spodziewać po miejskich fotografiach), ale też nie są oni tam niezbędni. Marek kontempluje upływający czas, choć zdjęcia nie są uczestnikami tego procesu. Zostały zeń wyjęte, stały się milczącymi, niezaangażowanymi świadkami określonych sytacji przestrzennych i świetlnych. Stanowią także ciekawą refleksję nad samym medium - na temat tego, co ono pokazuje i przekazuje, a także na temat tego, co skłania fotografa do zatrzymania się i poświęcenia czasu na wykonanie właśnie tego, a nie innego zdjęcia. Jestem przekonany, że warto zajrzeć na tę wystawę i warto "pouczestniczyć" w tej refleksji. Prezentacji towarzyszy katalog w postaci starannie przygotowanego i wydrukowanego albumu, uzupełnionego o wiele niepokazywanych na wystawie zdjęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz