Spośród tegorocznych propozycji numerem jeden dla mnie jest wystawa Duńczyka Jacoba Aue Sobola, znakomicie zestawiona i powieszona w dobrej, przyjaznej fotografii przestrzeni bielskiego BWA. Aranżacja stanowi niewielką modyfikację kopenhaskiej wystawy, której autor - co ciekawe - dokonał drogą mailową. Jacobowi udało się niewątpliwie stworzyć własne "DNA" lub "odcisk palca", na które składają się z jednej strony kwestie związane z metodyką pracy, z drugiej - intensywny postprocessing poszczególnych prac, co powoduje, że niezwykle silnie oddziałują one na widza. Oczywiście większość z nich znałem wcześniej z internetu, ale kontakt z oryginałem, w dużym formacie, to zupełnie inne doznanie. Jacob (któremu Tobisologia niniejszym bardzo dziękuje za poświęcenie prawie pół godziny w gorącym czasie przed jego wystąpieniem na Maratonie Autorskim) zbliża się do swoich modeli na niebezpiecznie małą odległość. Proksemika (czy raczej subdyscyplina zwana antropologią przestrzeni) definiuje zwykle cztery strefy ochronne człowieka: intymną, osobistą, społeczną i publiczną. Strefa intymna to ta, którą wyznaczają takie czynniki jak dotyk, ciepło czy zapach ciała. Zwykle wstęp do niej mają tylko osoby powiązane uczuciowo (takie jak rodzice, małżonkowie, dzieci, kochankowie, bliscy przyjaciele i krewni) i rozciąga się na 15-45 cm od granicy ciała. Jacob jest do tej strefy wpuszczany, na dodatek z aparatem fotograficznym. Jak sam twierdzi, co prawda zaczął od zdjęć swojej przyjaciółki, ale większość z prezentowanych na wystawie fotografii powstała w sytuacji bardzo krótkiej, "jednorazowej" znajomości. Wydaje się to świadczyć o tym, że przynajmniej w niektórych ludziach tkwi silna potrzeba bycia fotografowanym, nawet w bardzo intymnych sytuacjach. Jakiekolwiek były motywacje bohaterów zdjęć Jacoba, ta wystawa to prawdziwa petarda.
fot. Maciej Mańkowski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz