Zwykle piszę tutaj o wystawach, które polecam do odwiedzenia. Tym razem zdecydowanie odradzam wizytę na wystawie „Oblicza wody”. W zasadzie gdyby nie fakt, że była przy okazji możliwość porozmawiania z kolegami, uznałbym wizytę na wernisażu za czas stracony. Temat jest niewątpliwie interesujący i bardzo ciekaw byłem jego „rozegrania”. Naturalnym momentem dla przedstawienia zamysłu kuratorskiego jest otwarcie wystawy. Tymczasem dowiedzieliśmy się głównie, że „GLOB-art” jest młodym tworem, bo kurator (Sebastian Cichocki) zakończył współpracę z poprzednim stowarzyszeniem i założył nowe. Poza tym było dużo dyrdymałów w rodzaju „będziemy działać na rzecz zniesienia barier między fotografami zawodowymi a amatorami”. Wystawa jest, z niewielkimi wyjątkami, zlepkiem przypadkowo dobranych fotografii, nie tworzących żadnego dyskursu w zadanym temacie. Zdecydowanie wyróżniają się zdjęcia paralotniarzy, Pawła Młodkowskiego oraz Krzysztofa Rostka, z których każdy ma na wystawie udany dyptyk. Niesamowity klimat ma jedno ze skandynawskich ujęć Andrzeja Szmala - chciałoby się rzec - klasyka gatunku. Klimatyczne są także prezentacje Artura Bilewskiego oraz Macieja Fiszera, choć ta ostatnia wyraźnie odstaje tematyką tudzież formą, natomiast cykl Artura został fatalnie ułożony, mimo że kurator miał wyjątkowo komfortową sytuację, gdyż fotografie na wystawie to w znakomitej większości poziomy zbliżonych wymiarów, włożone po dwa do ramy 70x100. Po raz kolejny okazuje się, że nie wystarczy wymyślić chwytliwe hasło i zaprosić znanych (przynajmniej lokalnie) artystów aby powstała wystawa z prawdziwego zdarzenia. Trzeba także zadbać o osnowę, czyli "substancję" dla przedsięwzięcia. To natomiast, co zostało zaprezentowane w Ogrodzie Botanicznym, to pod względem kuratorskim ewidentna amatorszczyzna. Potencjalnie ciekawym zabiegiem było połączenie fotografii z krótkimi formami poetyckimi. Piszę „potencjalnie”, gdyż pomysł aby autorka (Maria Magdalena Pocgaj) odczytała swoje wiersze podczas wernisażu stanowił zwyczajne nieporozumienie. Nie był to właściwy czas ani miejsce, kompletny brak sprzyjającej atmosfery uniemożliwiał skupienie się na przekazie. Nie jestem w stanie ustosunkować się do połączenia tekstu z obrazem, ponieważ kurator odmówił przekazania jednego egzemplarza katalogu, czym wprawił Tobisologię w osłupienie. Jest to niewątpliwie bardzo oryginalne podejście do promowania swoich przedsięwzięć...
Aaaaaby jednak zakończyć pozytywnym akcentem: z całą pewnością warto odwiedzić wystawę fotografii rentgenowskich Joanny Stogi we wrocławskiej Galerii Wydawnictwo :-)
Gratuluję komentarza Panie TOBIS...
OdpowiedzUsuńJak widac w internecie komunikacja interpersonalna wychodzi Panu zdecydowanie lepiej, niż w relacjach bezpośrednich co pokazał Pan na wystawie, ale to generalnie tyczy się wielu Polaków piszących w Internecie różne rzeczy...
Szkoda, że jest Pan odosobniony w swojej opinii to po pierwsze, a po drugie z wielkim żalem stwierdzam, że nie sądziłem, iż w ramach swoistej retorsji za nie otrzymanie limitowanego niestety w tym dniu katalogu (były to odliczone wersje pokazowe/ cały nakład został odebrany dopiero wczoraj) popełnił Pan tak "mświwy" artykuł... Tym samym poznałem prawdziwego Pana Tobisa... I pewnie niejednego takiego jeszcze poznam, bo tak jak kiedyś napisałem kiedyś w komentarzu do swojej swojej wystawy "Polska droga ku tolerancji..." cyt. "To jest Polska właśnie..."
Sebastian Cichocki - GLOB art
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńnieźle mnie Pan rozbawił - naprawdę Pan sądzi, że kwestia katalogu spowodowała taki a nie inny odbiór Pańskiej wystawy? Jeśli tak jest faktycznie, to w zasadzie mógłbym sobie oszczędzić dalszego pisania, bo nie zwykłem dyskutować z argumentacją ad personam. Ale ponieważ rzecz dzieje się w Poznaniu i dotyczy także moich dobrych znajomych, poświęcę jednak trochę czasu na odpowiedź.
Przeczytałem swój tekst jeszcze raz i nie widzę w nim nic, co chciałbym zmienić. Wymieniłem pozytywy, nazwałem po imieniu negatywy, w tym szczególnie dyletanctwo kuratora. Kwestia katalogu mogła mieć wpływ co najwyżej na ocenę tekstów, ale jest to tutaj wątek zdecydowanie poboczny. Co do kwestii mojego rzekomego odosobnienia w poglądach, to nie wiem, z jaką populacją ma Pan do czynienia i jak się owa populacja orientuje w zagadnieniach fotografii, ale jeszcze podczas wernisażu kilku kolegów (ze związku - bo to zdaje się ma dla Pana znaczenie) jednoznacznie zgodziło się z moim poglądem, że wystawa jest złożona bardzo źle. Już po zamieszczeniu wpisu na blogu zadzwonił do mnie jeden z uczestników Pańskiej wystawy. Generalnie zgodził się co do oceny i rzucił nieco światła na kulisy jej powstania. Nie zamierzam tutaj publikować kwestii nie wypowiedzianych w publicznym kontekście, ograniczę się do stwierdzenia, że metoda łapanki ekstremalnie rzadko daje dobre efekty. Przez wystawę dostrzegłem więc coś, co się niespodziewanie szybko potwierdziło, i to z pierwszej ręki. Co więcej, wczoraj na Walnym Zjeździe Delegatów ZPAF w Warszawie, dwóch kolegów podeszło i pogratulowało wpisu. Nie zamierzam się licytować na ilość, boć też nie prowadzę bloga dla poklasku, ale i teza o odosobnieniu w poglądach nie wydaje się szczególnie mocno uzasadniona. A i Pan, jeśli decyduje się na działania widoczne publicznie, na dodatek szeroko reklamowane, musi się liczyć nie tylko z poklaskiem, ale i z krytyką.
Wracając do kwestii katalogu - bo na niej oparł Pan swój cały wywód - podam dwa fakty: wszyscy moi koledzy dostali od Pana katalogi, więc wcale nie musiało być tak krucho z podażą. Drugi fakt - co do kwestii komunikacji - ma moje grzeczne pytanie o możliwość otrzymania katalogu odpowiedział Pan, dosłowny cytat „A kim Pan jest? I kogo Pan reprezentuje?” (jeden z kolegów był przy tym, sądzę że nie będzie problemów z ewentualnym potwierdzeniem wersji wydarzeń). Wie Pan, zgromadziłem naprawdę spory zbiór katalogów wystaw, festiwali i innych wydarzeń z terenu Polski oraz z zagranicy i nigdy, przenigdy nie spotkałem się z taką obcesowością. Kwestia kontaktów ze światem zewnętrznym oraz docierania do ludzi to elementarz umiejętności kuratora i także tutaj zawiódł Pan na całej linii. To raczej Panu powinno zależeć, żeby Pański katalog znalazł się u mnie na półce, ja nie pożądam go wcale w jakimś szczególnym stopniu.
Nie będę się dalej rozwodził, wiadomo aż nadto dobrze (widzę to na każdym konkursie, w którym jestem jurorem), że umiejętności budowania zestawów, w tym szczególnie wystaw nie są powszechne, nie jest Pan więc wyjątkiem. Tak się zupełnie przypadkowo składa, że prowadzę warsztaty między innymi z tych zagadnień, zapraszam do udziału i oferuję Panu zniżkę 50%. Może coś się jeszcze da uratować.
Kreślę się z poważaniem,
/ST
PS: na Pańskie, jakże kulturalne, zapytanie zareagowałem ściągnięciem brwi i stwierdzeniem „No tak. W takim razie bardzo dziękuję”. Ocenę zostawiam P.T. Czytelnikom.
... witam raz jeszcze ...
OdpowiedzUsuń...dziękuję za ciekawą ofertę, choc trudno jednoznacznie wyrokowac ile w niej prawdziwej chęci pomocy, a ile cynizmu, bo tak dobrze przecież Pana nie znam... Gdyby na wystawie podjął Pan ze mną konwersację, przedstawił konstruktywne uwagi, które zbierałem od innych gości (na co też są świadkowie, jeżeli mamy się nimi licytowac), na końcu zaproponował pomoc w edukacji to bez wątpienia poważnie bym się nad nią zastanowił (i to bez żadnej promocji!) w myśl zasady, że na naukę nigdy nie jest za późno... a tak patrząc na aktualny kontekst sytuacyjny... sam Pan rozumie...
... nie chcę się z Panem licytowac kto co dokładnie wypowiedział, kiedy, kto i jak zmarszczył brwi, bo już są różnice a ten aspekt podmiotowy w tym obszarze dywagacji przyzna Pan, rzeczywiście oddala nas od sedna tematu wystawy...
Odniosę się natomiast do kilku kwestii z nią związanych...
Zgodzę się z Panem, że nie jestem wybitnym mówcą, to prawda, nie lubię się specjalnie chwalic sobą, stowarzyszeniem GLOB art, które reprezentuję... taki już jestem... lepiej wychodzi mi ciężka praca, niż pompatyczne, wzniosłe i ideologiczne wygłaszanie haseł... Ważny jest natomiast efekt końcowy poprzedzony żmudną pracą, w którą wkładam, często wspólnie z innymi bliskimi mi osobami, zawsze dużo serca... Zdeprecjonował Pan tą pracę w sposób oczywisty i co przykre kompleksowy "zdecydowanie odradzając wizytę na tej wystawie", która przecież nie powstawała w ciągu jednego dnia a i zaproponowany termin ekspozycji był trudnym wyzwaniem organizacyjnym. Ale mimo kompleksowej ("zdecydowanej") negacji chwali Pan jednocześnie prace wielu artystów... Pisze Pan dalej, że "cykl Artura został fatalnie ułożony", ale nie wie Pan niestety, że ten artysta był obecny przy montażu wystawy i miał pełny wpływ na kształt i układ jego cyklu tak jak inni artyści z których konkretnie dwóch dokonało takich zmian...
... sugeruje Pan, że jestem megalomanem oczekującym wyłącznie poklasku, zamkniętym na krytykę... jeśli by tak było nie pytałbym gości o oceny wystawy i ... zauważone błędy!, które przecież się zdarzają, nawet najlepszym... zawsze byłem i jestem otwarty na krytykę... osoby, które mnie znają doskonale o tym wiedzą, stąd od nich wiem co można było poprawic, zrobic lepiej... Na pewne rzeczy nie miałem niestety wpływu będąc zmuszonym przedstawic ekspozycję w takim kształcie w jakim miał Pan możliwośc ją oglądac... Oczywiście za powstałe błędy i tak biorę odpowiedzialnośc ja, jako kurator wystawy i to jest bezdyskusyjne...
Na koniec chciałbym zwrócic uwagę,iż ze względu na specyfikę Pawilonu Wystawienniczo- Dydaktycznego Ogrodu Botanicznego UAM przedmiotowa wystawa nie powinna byc oceniana wyłącznie przez pryzmat walorów artystycznych, lecz także edukacyjno - społecznych o czym Pan nie wspomina a szkoda... Walor edukacyjny nie jest bez znaczenia zważywszy na fakt, jak dużo młodzieży w grupach zorganizowanych i indywidualnie odwiedza Ogród Botaniczny UAM. Każda z prac lub cykl prac posiadają dydaktyczne opisy niektóre wzbogacone o osobiste refleksje artystów. Walor społeczny jest natomiast szczególnie ważny, gdyż wystawa nie jest kierowana wyłącznie do artystów, lecz także dla mieszkańców naszego Miasta, często zagonionych i szukających spokoju w "BOTANIKU", których serdecznie i zdecydowanie na tą wystawę zapraszam...
Z poważaniem
Sebastian Cichocki - GLOB art
Witam również,
OdpowiedzUsuńpodjął Pan dyskusję, co jest w tej sytuacji cenne. Doceniam. Muszę Panu jednak wytknąć kolejne zaniedbanie kuratorskie: do mnie informacja o wystawie dotarła kilkoma drogami, ale wszędzie była ona przedstawiana jako „wystawa fotografii”. Kropka. Powinien Pan dopilnować, żeby na zaproszeniach i grafikach informacyjnych znalazło się sformułowanie o edukacyjnym celu przedsięwzięcia. Jego brak powoduje, że budzi Pan oczekiwania, których nie jest w stanie wypełnić. Jeśli jeszcze Artur naprawdę był na miejscu i miał wpływ na powieszenie swojej części (fakt ten nie był mi znany), to po męsku byłoby aby wziął na klatę przynajmniej część moich uwag.
Moja propozycja jest jak najbardziej na serio, choć następny cykl zajęć ruszy sporo po wakacjach, pewnie późną jesienią. Niemniej jednak zapraszam. Wygląda też na to, że we wrześniu będę montował dwie duże wystawy zbiorowe. Nie widzę problemu aby Pan się temu procesowi przyjrzał od podszewki. W zasadzie każde wydarzenie powstaje w warunkach różnych ograniczeń: finansowych, czasowych, ludzkich i organizacyjnych. Myślę, że jak mało kto zdaję sobie sprawę z tego, ile pracy (także fizycznej) pochłania zmontowanie wystawy. Tyle że zawsze oceniane są efekty, a ile Pan się napracował - to już nawet nie wypada wspominać. No i na koniec: moja uwaga o wystawianiu się na krytykę nie sugeruje megalomanii, przynajmniej w moim odczycie - jest jedynie refleksją natury ogólnej. Reszty pozwolę sobie nie skomentować, bo ma niewiele wspólnego z meritum sprawy, a i mnie Morfeusz zdecydowanie dziś już wzywa w swoje objęcia…
/ST
Przeczytałem z olbrzymin zainteresowaniem. Najgorsze co mogło spotkać autorów wystawy - to obojętność. A tak mam i argumenty i dyskusje i emocje. Uważam jedynie, za niepotrzebne używanie określeń takich jak: mściwy artykuł, dyrdymały.
OdpowiedzUsuńMogę zamiast "dyrdymały" zaproponować "farmazony". Tak to już jest, że komentarze pozytywne najczęściej przechodzą bez echa, natomiast negatywne - budzą emocje. Biorąc tę zależność pod uwagę zazwyczaj nie piszę o wydarzeniach jednoznacznie nieudanych (co najmniej kilka wpisów po prostu nie powstało). W tym przypadku sprawa, z różnych względów, wymagała komentarza.
OdpowiedzUsuńBardzo ważne spostrzeżenie, że "komentarze pozytywne najczęściej przechodzą bez echa". Czyżby tylko "negatywy" wzbudzały w wielu emocje? Coś w tym jest.
OdpowiedzUsuń