środa, 27 lipca 2011

Les Couleurs de... Broniszów

Zaczynając kwestię Broniszowa muszę stwierdzić, że gdzie jak gdzie, ale tam nie spodziewałem się zastać miejsc kwalifikujących się do cyklu Les Couleurs de...


Pierwszym zaskoczeniem był sam zamek. Wykarczowano zarośla przez lata skutecznie zasłaniające go od tyłu. Gdy szedłem przez przyzamkową łąkę, w odległości nie większej niż półtora metra przede mną zerwała się sarenka. Zrobiło mi się trochę głupio (że płoszę dziką zwierzynę), ale nie miałem szans jej wcześniej zobaczyć - trawa sięgała w tym miejscu do uda.


Remiza, znajdująca się w bezpośrednim sąsiedztwie zamku, jakoś zawsze lądowała na materiale czarno-białym. Tym razem poczekałem aż słońce przysłonią chmurki i zrobiłem ten kadr w kolorze - barwy wręcz świeciły. Powyższe zdjęcie, wbrew pozorom, jest prawie nietknięte (oprócz przyciemnienia i lekkiego przycięcia).

1 komentarz: